czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 1. Potwory Nie Łaskoczą


Wiem wiem, tytuł taki sobie, ale szczerze mówiąc ma wydźwięk dość ironiczny (zainspirował mnie tytuł jednego z odcinków mojego ukochanego "Internatu" xD)

Ten rozdział jest baaaardzo przejściowy, co w praktyce oznacza niewiele akcji i wprowadzenie do fabuły ;) Wiem, że ten rozdział jest długi, ale obiecuję, że następne będą krótsze i przepełnione akcją :* Bardzo proszę o komentarze, nawet jeśli będą negatywne. To motywuje do dalszego pisania i doskonalenia swojego warsztatu ;)



- Mów co wiesz do cholery!- warknęła postać w czerni a gdy dziewczyna po raz kolejny pokręciła głową, drżąc z przerażenia ta uderzyła ją w twarz z całej siły. Policzek szatynki momentalnie nabiegł krwią a łzy, płynące z czekoladowych oczu rozmazały tusz, którym umorusana była cała.

 Nie myła się od wielu dni. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz widziała słonce, błękitne niebo ani jakiekolwiek przyjazne twarze. Od wielu tygodni a może nawet miesięcy jej całe życie ograniczało się do mroku, w którym była uwięziona. Ci ludzie, ubrani w długie czarne powłóczyste płaszcze z głębokimi kapturami i czarne okulary byli jedynymi żywymi istotami z którymi miała styczność. Bili ją, głodzili, szantażowali a to wszystko dla informacji, których nie mogła im zdradzić.

- Widzisz to Charlotte?- warknął mężczyzna, którego twarzy nawet nie widziała i po raz kolejny pokazał jej nagrania z kamery, którą jakimś cudem udało im się zamontować w jej rodzinnym domu.

Jak zwykle widok jej matki, jak gdyby nigdy nic krzątającej się w ogrodzie zrobił na niej ogromne wrażenie. Kobieta pielęgnowała swoje ukochane róże nie zdając się nawet sprawy w jakim niebezpieczeństwie się znalazła. Nie miała pojęcia, że jej ukochana jedynaczka została ogłuszona i wywieziona Bóg wie gdzie, przetrzymywana w jakiejś zatęchłej piwnicy w spartańskich warunkach i krzywdzona na każdym kroku. Odkąd się tu znalazła Charlotte bardzo schudła, zmizerniała i jakby zapadła się w sobie. W niczym już nie przypominała tej tryskającej wigorem, walczącej do upadłego dziewczyny, którą była jeszcze kilka tygodni temu. Jej mama nie mogła jej pomóc, bo nie miała o tym wszystkim pojęcia. Nikt nic o tym wszystkim nie wiedział, już Oni o to zadbali.

- A może chcesz, żeby panią Watsford spotkał jakiś niemiły wypadek?- ciągnął tymczasem jej prześladowca, wymachując jej telefonem przed twarzą- może zadzwonimy do niej i od razu powiemy, żeby się pilnowała. Co ty na to? Wiesz w ogóle, na co nas stać? Wiesz, na ile sposobów możemy zadać jej bolesną, powolną śmierć? Będziesz patrzeć jak krzyczy z bólu, jak wije się na ziemi w kałuży własnej krwi. Powoli, jeden po drugim wyrwiemy jej paznokcie, potem wypalimy oczy. Chcesz wiedzieć, która z ran będzie śmiertelna czy wolisz posłuchać o wszystkich w odpowiedniej kolejności?

Tego było dla Charlotte za dużo. Ten człowiek dręczył ją podobnymi groźbami każdego dnia po kilka godzin, ale dzisiaj po prostu przelała się szala goryczy. Dziewczyna zebrała w sobie całą siłę, jaka jej pozostała i zrobiła jeden porządny wymach nogą, trafiając go w krocze. Mężczyzna zawył z bólu  i osunął się na kolana a ona niczym jastrząb przechwyciła telefon i odskoczyła w drugi koniec swojej celi.
Wiedziała, że nie może do nikogo zadzwonić. Zbyt wiele musiałaby tłumaczyć poza tym już słyszała krzyki i przyspieszone kroki swoich oprawców i wiedziała, że zrobią wszystko, by nie dopuścić do tego, by skontaktowała się ze światem zewnętrznym. Choć dłonie drżały jej ze zdenerwowania i wycieńczenia zdołała napisać krótką i treściwą wiadomość po czym wpisała jedyny numer, który w tej chwili potrafiła sobie przypomnieć i nim poczuła silne uderzenie w tył głowy nacisnęła przycisk "Wyślij".

Potem nastąpiła ciemność.


****

Ciemna toń oceanu była przytłaczająca. Nie widziała niczego poza swoimi poruszającymi się w miarę pływania ramionami i przerażającą, wszechobecną czernią. Ogon, zwykle długi, złoty, połyskliwy niczym diamenty teraz niesamowicie jej ciążył. Spróbowała nim uderzyć wodę raz i drugi, by użyć syreniej prędkości, ale zamiast tego poczuła jedynie przerażającą gibkość mięśni, o których istnieniu nie miała pojęcia. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że cała drży- z zimna i przemęczenia, których nie powinna przecież czuć. Woda była jej żywiołem, jej domem- dawała poczucie wolności i bezpieczeństwa.

W takim razie dlaczego ją uwięziła? 

Każdy ruch przypominał dryfowanie w lepkiej smole, każdy oddech powodował piekący ból w przełyku a każda sekunda wywoływała coraz większe odrętwienie. Minęła spora chwila, nim zrozumiała, że zwyczajnie brakowało jej powietrza. Jej ociężałe ciało domagało się tlenu i nie miało już siły dłużej walczyć z tym, co nieuniknione. Powoli, niczym w  zwolnionym tempie opadała na dno i w chwili, gdy sobie to uświadomiła ogarnęła ją prawdziwa panika- wykonała kilka desperackich ruchów, walcząc z nieznaną siłą, ale nic to nie dało poza wzmocnieniem ucisku na klatkę piersiową. Szpony mroku nie zamierzały puścić jej wolno i już po chwili poddała się temu, na co i tak nie miała wpływu. 

Nie miała pojęcia jak długo to trwało. Na tej głębokości nie dostrzegła ani jednego promienia światła, który przebiłby taflę wody, ciśnienie niemal rozsadzało ja od środka a łzy zamieniały się w kryształy i dryfowały tuż obok dotrzymując jej ponurego towarzystwa. 
Wtem coś musnęło jej ramię. Ostatkami sił rozejrzała się wokół, ale w zasięgu wzroku nie pojawiła się ani jedna ryba, nic materialnego poza wszechobecną wodą.

I wtedy to dostrzegła- kilka metrów nad nią pływała znajoma postać. Złocisty, silny ogon, staniczek wysadzany łuskami niczym diamentami i podtrzymujący jędrne piersi, szeroki uśmiech i burza kręconych blond włosów...
"Uważaj"- chciała krzyknąć, ale z jej ust wydobyło się jedynie powietrze w postaci kilkunastu bąbelków. Gdy do blondwłosej syreny dopłynął jasny słup wody, wyraźnie odcinający się na tle nieprzejrzystej toni a następnie otoczył ją ze wszystkich stron- oplótł ogon, zaatakował usta i uszy, jej własny ból w piersi przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Rzuciła się do przodu, po raz kolejny podejmując walkę z bezsilnością. 
Druga syrena spojrzała wprost na nią a czyste przerażenie, malujące się w jej oczach wywołało jej wewnętrzny krzyk i kolejne łzy. Widziała jak blondynka rozpaczliwie szarpie się z wodą, która przecież powinna być jej sprzymierzeńcem a potem łapie się za gardło, zdając sobie sprawę z tego, że się dusi...

A potem jej ogon, wciąż otoczony przez dziwną wodną Mackę stał się przezroczysty- powoli zaczął się rozpadać i zanikać, zmieniając się w kropelki wody.
" To niemożliwe" przekonywała racjonalna część jej umysłu, jednak to nie był wystarczający argument- syreny też powinny być jedynie stworami z bajek dla dzieci a mimo to były tu obie, uwięzione i cierpiące. 

Wodna Macka dotarła do ramion i szyi dziewczyny, zmieniając całkowicie ich strukturę. 

"Już jej nie pomożesz. To wasze przeznaczenie"- usłyszała echo czyjegoś głosu-"Już za późno". 

NIEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Cleo Sertori gwałtownie usiadła na łóżku, łapiąc spazmatycznie oddech.
"Z każdą chwilą te sny robią się coraz bardziej realistyczne"- pomyślała z przerażeniem i przetarła dłonią spocone czoło.
Tym razem widziała cierpienie jednej z najważniejszych osób w jej życiu- kogoś, kogo straty tak bardzo się obawiała i z pewnością by nie przebolała i to napawało ją czystym przerażeniem. Nie mogła przestać o tym myśleć i pewnie dlatego dopiero po chwili zorientowała się, że nie jest w pokoju sama.

Najpierw dostrzegła wpatrującą się w nią uważnie parę dużych, otoczonych kaskadą czarnych rzęs, błyszczących oczu w kolorze oscylującym między lazurowym, szafirowym a lapis lazuli o błękicie tak głębokim, że wpadał w granat, szeroki słodki uśmiech, tak bardzo kontrastujący z charakterem właścicielki, zadarty nosek i burzę kręconych, jasnych lśniących włosów, sięgających łopatek. Dopiero potem połączyła to wszystko w jedno i odskoczyła na drugi koniec łóżka jak oparzona.

- Wiesz, spodziewałam się po tobie trochę więcej entuzjazmu- rzekła blondynka z właściwym sobie sarkazmem.
Ledwie skończyła mówić a Cleo rzuciła się jej na szyję z piskiem wyrażającym bezgraniczną radość i obie sturlały się z łóżka wprost na twardą, zimną podłogę.

- Trochę za dużo tego entuzjazmu- stęknęła Rikki Chadwick a Cleo zaśmiała się melodyjnie i zerwała się na równe nogi.
- Po prostu cieszę się, że cię widzę- powiedziała, chichocząc na widok zdezorientowanej miny przyjaciółki. "i że żyjesz"- dodała w myślach, próbując jednocześnie pozbyć się wspomnienia koszmaru, który nawiedził ją tej nocy.... Właśnie, nocy. Cleo ze zdziwieniem spojrzał na zegarek i odkryłą, że jest dopiero pierwsza. 

- Jak się tu dostałaś Rikki?- spytała, marszcząc kształtne brwi. Blondynka zachichotała i popchnęła ją w kierunku łazienki.
- Daję ci pół godziny i ani sekundy dłużej- zastrzegła, zamykając za sobą drzwi.Cleo posłusznie ruszyła pod prysznic.

****

Decyzja, żeby założyć ciemne szorty i wiązaną na plecach niebieską bluzkę bez ramiączek zajęła Cleo pięć minut a kolejne dziesięć spędziła na doborze odpowiedniego podkładu, po czym i tak nie wybrała żadnego stwierdzając, że jej idealna oliwkowa cera nie potrzebuje dodatkowych udoskonaleń zwłaszcza, że i tak makijaż zapewne prędzej czy później zostałby zmyty przez wodę.

Cleo uśmiechnęła się szeroko, spoglądając w lustro- przez ostatni rok bardzo wydoroślała i teraz wreszcie dostrzegła zmiany, jakie w niej zaszły. Z zahukanej, nieśmiałej i strachliwej dziewczynki przeobraziła się w pewną siebie, piękną i silną dziewczynę. Jeszcze nie kobietę, ale już nie dziecko i zdecydowanie nie zwyczajną nastolatkę.
 Jej bursztynowe oczy błyszczały szczęściem i ekscytacją, pełne usta wyginały się w szerokim uśmiechu, ukazując rządek idealnie prostych, perłowo białych zębów a strój, który wybrała na dzisiaj idealnie podkreślał jej wąską talię, płaski brzuch, pełne piersi, krągłe biodra i długie smukłe  nogi. Do niedawna nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo działa  na chłopaków, ale wtedy dostrzegła to spojrzenie, jakim każdego dnia obrzucał ją Lewis, a potem zaczęła widzieć więcej- na przykład to, że każdy mijany facet chociaż raz się za nią obejrzał, w szczególności Nate, miejscowy półgówek, który aż ślinił się na jej widok... Choć właściwie to on nie był dobrym  przykładem, bo tak samo reagował na każdą  ładną dziewczynę. Aż za dobrze pamiętała ten dzień, gdy wykorzystał "Ambrę", substancję pochodzącą z głębin morza i składającą się głównie z wielorybich odchodów, by rozkochać ją w sobie. Oczywiście nie miał o tym pojęcia, ale mimo wszystko na samą myśl o tym, że mogłaby dotknąć go bez obrzydzenia natychmiast ją mdliło. Nate był niczym oślizgły karaluch i nikt nie chciał mieć z nim nic do czynienia.

- Cleo pospiesz się- zawołała Rikki, dobijając się do drzwi łazienki- teraz nareszcie rozumiem Kim- dodała ciszej.
- Słyszałam to- powiedziała Cleo, wchodząc do pokoju naburmuszona, ale widząc złośliwy uśmiech blondynki nie potrafiła utrzymać powagi. Przecież tak bardzo brakowało jej sarkastycznych uwag Rikki, jej błyskotliwych ripost, żartów, które zawsze były jak małe szpileczki, siły, z jaką walczyła o swoje racje, pewności, z jaką broniła swoich przekonań i niezależności, jej buntowniczych poglądów, przekomarzań z Lewisem a nawet kłótni z Emmą. Rikki Chadwick byłą chodzącym wulkanem ekspresji a jej silna, dominująca osobowość znacząco wpływała na otoczenie, zarażając wszystkich dookoła niespożytą energią. Gdy wyjechała wszystkim bardzo brakowało jej szaleństw i  tych niecodziennych pomysłów, które zawsze pakowały ją w kłopoty, albo wręcz przeciwnie, niejednokrotnie ratowały jej przyjaciół z opresji. Emma często powtarzała, że Rikki to niezwykły "okaz".

- No już, chodźmy po moją ulubioną "kontrolerkę"- zarządziła Rikki, przerywając jej rozmyślania i pociągnęła ją w stronę drzwi.

****

Całą drogę do domu Emmy Cleo i Rikki rozmawiały o tym, co działo się podczas wakacji. Panna Sertori opowiadała o wędkowaniu z Lewisem, podwodnym podziwianiu koralowców, imprezie urodzinowej Emmy i problemach Kim z zaakceptowaniem nowej kobiety ojca, Sam. Rikki odwdzięczyła się historią o problemach z ukrywaniem sekretu na promie, którym wraz z ojcem płynęła do Hiszpanii, o nowo poznanym koledze Marcosie i jego nieudolnych próbach uwiedzenia jej, o związku swego taty, Terry'ego z "zadufaną w sobie barbie", piękną Victorią i jej makabrycznym synku, Kevinie oraz o tym, jak doprowadziła do ich rozstania a także o tych wszystkich wspaniałych imprezach na których była (w większości były to koncerty rockowe oraz  muzyki alternatywnej, za którymi  blondynka wręcz przepadała). Każda z nich oczywiście owe opowieści znała już na pamięć, jednak rozmowa w cztery oczy to nie to samo, co telefoniczna i przyjaciółki naprawdę cieszyły się, że wreszcie po tak długim czasie, który im zdawał się być wiecznością mogły  się spotkać. Do szczęścia brakowało im już tylko skompletowania całej paczki.

Nawet w ciemnościach nocy dom Gilbertów wyróżniał się skromnością i dobrym smakiem. Niby taki zwykły, kremowy budynek jak wiele innych, jednak coś w jego konstrukcji a może w atmosferze, jaką wprowadzała zamieszkująca go rodzina budziło respekt i podziw. Rikki niezmiennie bawiło te ich cholerne przywiązywanie wielkiej wagi do szczegółów i wręcz chorobliwy pedantyzm, który często okazywał się być zgubny w skutkach.

Ten dom był niczym forteca- strażnik przyzwoitości, perfekcji i dobrego stylu, zupełnie tak jak pierworodna latorośl państwa Gilbert, Emma. Choć ona i Rikki były najlepszymi przyjaciółkami różniły się jak ogień i lód... Dosłownie. Tam, gdzie Rikki podejmowała spontaniczne decyzje, tam Emma dążyła do przejęcia całkowitej kontroli. Była taktowna i dobrze wychowana, potrafiła odnaleźć się w każdej sytuacji i zawsze starała się świecić przykładem, choć nie zawsze jej się to udawało. W nerwach Rikki bardzo często wyrzucała jej, że jest cholernie uparta, zadufana w sobie, impulsywna i władcza, jednak Cleo nigdy nie udało się przekonać dziewczyn, że przecież to są właśnie cechy, które dzielą obie. To właśnie Cleo zawsze stała między nimi i próbowała je godzić, tłumaczyć,  negocjować, niczym światowej sławy dyplomatka. Bez niej już dawno by się pozabijały, tego była absolutnie pewna.

Przyjaciółki nie tracąc ani chwili przeszły przez ogród, który Lissa, mama Emmy bardzo starannie pielęgnowała. Cleo zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła, dokąd prowadzi ją Rikki.

- Zwariowałaś?- syknęła, zatrzymując się pod balkonem pokoju Emmy. Tuż obok rósł ogromny rozłożysty buk ze strzelistymi gałęziami, sięgającymi niemal po samą balustradę.  Gdy Rikki zaczęła się po nich wspinać zwinnie niczym małpa, Cleo wstrzymała oddech.
- A myślisz, że jak dostałam się do twojej sypialni?- spytała blondynka retorycznie, posyłając przyjaciółce figlarny uśmiech po czym zatrzymała się na gałęzi przylegającej do domu i skoczyła, zgrabnie lądując na powierzchni balkonu. Uśmiechnęła się tryumfalnie i cichutko prześlizgnęła się przez uchylone drzwi, wprost do pokoju przyjaciółki.

Emma pogrążona była w głębokim śnie. Jej długie jasne włosy rozsypane były wokół drobnej twarzy na poduszce, skośna grzywka zakrywała alabastrowe czoło, zgrabny, słodki nosek był zmarszczony uroczo a pełne, malinowe wargi wydęte niczym u dziecka, ssącego smoczek. Jej długie czarne rzęsy ocieniały rumiane policzki i Rikki zachichotała cicho, gdy w kącikach jej ust pojawiła się strużka śliny.

- Em, obudź się- syknęła, przysiadając w nogach łóżka, a gdy to nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, klasnęła w dłonie, jednocześnie dbając o to, żeby nie hałasować za bardzo- nie chciała przecież postawić na nogi całej rodziny Gilbertów- Emma, wstawaj natychmiast. Em, zdążysz się jeszcze wyspać...

Blondynka mruknęła coś niezrozumiałego i przewróciła się tylko na drugi bok. Panna Chadwick uśmiechnęła się pod nosem i pochyliła nad śpiącą dziewczyną.

- Emma, Cleo zaczęła się spotykać z Ashem a Rikki jest z Lewisem- wyszeptała jej do ucha dramatycznie. Gilbertówna gwałtownie zerwała się do pozycji siedzącej, wywołując śmiech przyjaciółki.
- Czy oni poszaleli?- warknęła półprzytomnie- i co ty tu robisz Rikki?...- spytała marudnie, ukrywając twarz w poduszce. Po chwili jednak zerwała się z łózka, całkowicie rozbudzona.
- Rikki!- krzyknęła i zamknęła dziewczynę w mocnym uścisku.- co ty tu robisz?
- To długa historia- westchnęła panna Chadwick- pójdziemy popływać?
Emma spojrzała przez okno na nocne niebo i uśmiechnęła się szeroko.
- Daj mi pięć minut- odparła i popędziła do łazienki.

Dziesięć minut później Emma i Rikki wyszły z domu, trzymając się za ręce.
- Co tak długo?- syknęła Cleo.,
- Panna idealna najpierw nie chciała się obudzić a potem kombinowała, jak najlepiej wytłumaczyć rodzicom swoją nieobecność- Rikki przewróciła oczami.
- Mój tata jedzie w delegację i wstaje o czwartej. Martwiłby się- broniła się dziewczyna.

- Nieważne- ucięła temat Cleo i uśmiechnęła się szeroko- kto ostatni w oceanie ten zgniła małża!- zawołała i popędziła w stronę pomostu.
- Od kiedy to ona lubi wyzwania?- zdziwiła się Rikki, biegnąc za nią.
- A co, boisz się, że cię zastąpi?- zapytała Emma prowokacyjnie i wyprzedziła przyjaciółkę, śmiejąc się głośno.
Wszystkie trzy wpadły do wody niemal równocześnie. Zadziała się magia i po chwili zamiast nóg pojawiły się silne, połyskliwe rybie ogony.

****

- Nie macie pojęcia jak bardzo mi tego brakowało- westchnęła Cleo, jako ostatnia wpływając do księżycowego jeziora i objęła przyjaciółki ramionami. Ich połyskliwe ogony odcinały się na tle ciemnych, bazaltowych skał a magiczna grota, w której od dwóch miesięcy nie zawitała żadna z nich nastrajała pozytywnie do nadchodzącego dnia. 
- Zrzędzenia Emmy? Założę się, że czekała z tym do mojego powrotu- zażartowała Rikki a Emma przewróciła oczami wymownie. 
- Nie to, żebyśmy za tobą tęskniły, ale od twojego wyjazdu żadna z nas tu nie przypływała- wyjaśniła brunetka poważnie- to już nie było to samo...
- Nie miałam z kim się ścigać- przerwała jej Emma, spoglądając na Rikki figlarnie- nie miałam komu udowodnić, że jestem najszybszą syrenką na Złotym Wybrzeżu.
- Chciałabyś- prychnęła blondynka, mrużąc błękitne oczy wyzywająco i chlapnęła wodą przyjaciółce prosto w twarz. Od ścian jaskini odbił się echem ich perlisty śmiech i po chwili obie zniknęły w głębinach, mącąc spokój oceanu swoją syrenią prędkością. 

Cleo patrzyła za nimi z wyraźnym zadowoleniem. Ogień i lód znów się spotkały i po raz pierwszy od rozpoczęcia wakacji panna Sertori pomyślała, że wszystko wróciło na swoje miejsce. Z radością godną pięciolatki również wypłynęła na pełne morze licząc na to, że dogoni przyjaciółki zanim te dotrą do plaży, gdzie miał się rozstrzygnąć ich wyścig i za pomocą mocy Rikki osuszą się błyskawicznie. 

Naprawdę jej tego brakowało.

****

- Może rzeczywiście dziewczyna nic nie wie- zasugerował badacz po raz kolejny, pobierając porcję wody do probówki. 
Blondynka uśmiechnęła się kpiąco na tę sugestię. 
- Nie masz pojęcia o czym mówisz- odparła pewnie- ja przerabiałam to w zeszłym roku i wiem, że tu nic nie dzieje się przypadkiem., Charlotte znaleźliśmy tu, na Mako, gdzie znajdują się wszystkie nasze odpowiedzi. W telefonie miała mnóstwo zdjęć z Lewisem, ich najlepszym przyjacielem, oraz ich numery. Sami słyszeliście, że w pewnym momencie nawet się z nimi przyjaźniła. Naprawdę sądzisz, że nic nie wie? 
- Nawet jeśli wie nic nam nie powie- zauważył mężczyzna przytomnie. 
- Daj spokój, to zwykła nastolatka. Wystarczy odrobinę hm... Perswazji i pęknie, zaufaj mi. 
- A co, jeśli nie? 

Kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem. 

- Och, odrobinę finezji i kreatywności, drogi Alanie. Wiesz z iloma osobami są związane? Poczynając od rodziny na przyjaciołach kończąc. Rodzice, rodzeństwo, Lewis, Zane, Ash... Wszystko pójdzie zgodnie z planem, zapewniam cię. 

Ledwie skończyła mówić, gdy rozległ się przeraźliwy huk i w kłębach dymu i oparów, wywołanych wybuchem dało się usłyszeć stłumione: "Udało się". 
Badaczka podeszła do pękniętej skały i ujrzała coś, co spowodowało, że na moment wstrzymała oddech. Nie po raz pierwszy widziała błękitny kamień o odcieniu lapis lazuli, lśniący swoim naturalnym światłem, które gasło z chwilą odłączenia od innych części skomplikowanego układu, w jakim tkwiły zamrożone w skale, jednak za każdy razem reagowała podobnym entuzjazmem. Nie łatwo było to znaleźć i tylko dlatego jej praca tak bardzo się przeciągała.

- Moje gratulacje panowie- pochwaliła- a teraz uprzątnijcie to- wskazała dłonią pył i odłamki, zaścielające ziemię- jeszcze nie czas, by się ujawniać. 

****

- Kurczę, nawet nie czułam upływu czasu- westchnęła Rikki, mrużąc oczy w pełnym słońcu i czym prędzej zdjęła bluzkę. Teraz miała na sobie jedynie ciemne, dżinsowe szorty i błękitnym bikini, idealnie eksponującym jej perfekcyjny biust. Przyjaciółki poszły w jej ślady, uśmiechając się przy tym ze zrozumieniem. 
- Ja też- przyznała Emma- już prawie zapomniałam jaka to frajda serfować bez deski, ścigać się wśród koralowców, pływać z delfinami... 
- Czyżbyś sugerowała, że dzięki mnie na nowo odkryłaś pozytywne aspekty bycia syreną?- spytała Rikki, uśmiechając się chytrze, ale zanim Emma zdążyła odpowiedzieć dziewczyna podskoczyła, gdy ktoś złapał ją od tyłu pod boki. Rikki odrwóciła się z kwaśną miną i wpadła wprost w niedźwiedzie objęcia Lewisa, który uniósł ją nad ziemią i okręcił kilkukrotnie.
- Tak się cieszę, że cię widzę- westchnął blondyn, mrużąc swoje ciepłe szare oczy w wyrazie szczerego zdumienia- to niewiarygodne, bo niby jak można tęsknić za twoimi humorkami i złośliwymi komentarzami Chadwick? 
- Albo za takim irytującym, przemądrzały, nadpobudliwym kujonem- mruknęła Rikki z przekąsem.
Lewis uniósł brwi pytająco. 
- Czyżbyś właśnie przyznała, że ci mnie brakowało?- wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. 
- Tylko się nie przyzwyczajaj- zastrzegła dziewczyna, której ten już zaczął działać na nerwy- a jeśli piśniesz komuś chociaż słów przysięgam, że zrobię z ciebie jajko sadzone Mc'Courtney- dodała groźnie i zmierzwiła jego krótkie jasne włosy... Chwila, krótkie? 

Dziewczyna zmarszczyła brwi, skonsternowana a Cleo jęknęła cicho i wyciągnęła w stronę wielce zadowolonej z siebie Emmy pięćdziesiąt dolarów- stawke ich niedawnego zakładu. 

- Mówiłam ci, że zauważy- zaśmiałą się blondynka, obserwując rozwój sytuacji. 
- Z pudla zmieniłeś się w labradora?- zażartowała Rikki, ale Lewis nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym samym momencie podbiegli do nich dwaj chłopcy i nim Rikki zdołała jakkolwiek zareagować jeden z nich rzucił się na nią, atakując serią tęsknych, łakomych, namiętnych pocałunków. Jego usta były zmysłowe, miękki i słodkie i rikki zamruczała z przyjemnością, zaplatając dłonie na jego szyi. 

Dopiero czyjeś odchrząknięcie przypomniało im, że nie są sami. Gdy w końcu się od siebie oderwali oboje byli zdyszani i zarumienieni z emocji. Rikki zachichotała, wplatając dłonie w jego ciemne włosy i zatonęła w jego mrocznych, czarnych jak północ oczach. Nigdy by się do tego nie przyznała, ale bardzo tęskniła za jego silnymi ramionami, za uwodzicielskim spojrzeniem, za szelmowskim uśmiechem, za wspaniale wyrzeźbionym ciałem, rysującym się pod kremową koszulką polo.  Za słodkimi pocałunkami, za aksamitnym tembrem jego głosu, za częstymi przekomarzaniami, jeszcze częstszymi kłótniami i długimi rozmowami o wszystkim i o niczym.... Po prostu za swoim chłopakiem, upartym, aroganckim Zane'em Bennettem. 

- Dobrze cię widzieć- szepnął jej do ucha, trącając nosem jej słodki, zadarty nosek. Ponad jego ramieniem Rikki wychyliła się w kierunku szeroko uśmiechniętego Ash'a Dove'a, chłopaka Emmy i pocałowała go w policzek na powitanie. Brunet zachichotał, gdy Zane przycisnął Rikki mocniej do swojego boku i sam objął swoją dziewczynę ramieniem. 
- Tych dwóch- wskazał na przytulającego Cleo Lewisa i Zane'a- nagle tak wyrwało do przodu, że słowo daję, myślałem, że się gdzieś pali.
- Nie patrzcie tak na mnie, najwyraźniej jesteśmy masochistami- usprawiedliwił się Lewis, za co zarobił kuksańca od Rikki.

Przyjaciele wybuchnęli śmiechem i właśnie w tym momencie ktoś wbiegł prosto na Rikki, niemal ją przy tym taranując. Zaskoczona dziewczyna straciła równowagę i nie upadła tylko dzięki silnym ramionom Zane'a, który w porę ją złapał. Dziewczyna spojrzała wilkiem na swego "oprawcę"- najpierw dostrzegła jego silne ramiona i nagi umięśniony tors a dopiero potem porę pełnych skruchy szafirowych oczu.

- Uważaj sobie prostaku!- warknął Zane a chłopak, który okazał się być całkiem przystojnym blondynem uśmiechnął się jedynie przepraszająco, patrząc swej niedoszłej ofierze prosto w oczy. 
- Wybacz, spieszyłem się nie zauważyłem was- zaczął, wskazując kanister, który trzymał w dłoniach- motorówka mi padła, myślałem tylko o tym...
- Spokojnie- przerwała mu Rikki, kręcąc głową z rozbawieniem- jeszcze żyję, więc nic się nie stało.
- Dzięki- mruknął niepewnie i wyciągnął w jej stronę dłoń- William, dla przyjaciół  Will- przedstawił się.
- Rikki, dla przyjaciół zołza- odparła podobnym tonem i uścisnęła jego rękę.
- Oj tak- przyznał Lewis szeptem, ale Cleo uciszyła go zdecydowanym uderzeniem łokciem w żebra. Chłopak sapnął i zgiął się wpół a Ash zaśmiał się, szczerze rozbawiony.
- Oj, stary, to już podpada pod jakiś paragraf- mruknął, klepiąc kumpla po plecach.

Tymczasem Will odszedł kawałek w kierunku przystani i po raz kolejny spróbował odpalić silnik swojej motorówki, ale ten ani drgnął. Chłopak zaklął siarczyście pod nosem i nerwowo potarł skronie.

- Wyłącz ssanie- poradziła Rikki, obserwując jego zmagania. Chłopak uniósł głowę i spojrzał na nią zdziwiony, ale jego uroczy uśmiech go ostatecznie przekonał i zrobił tak, jak powiedziała. Ku jego zaskoczeniu silnik zaryczał wściekle.
- Jej, dziewczyna pełna niespodzianek- blondyn spojrzał na nią z uznaniem a ona uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Tak, a ty wisisz mi już dwie przysługi- odparła, wzruszając nonszalancko ramionami- chyba niedługo zasłużę sobie na to, żeby nazywać cię Will'em.- zażartowała.
- Na to wychodzi- przyznał ze śmiechem, ale nie dążył dodać nic więcej, bowiem chłopak, który cały czas mierzył go czujnym, niechętnym spojrzeniem chwycił za rękę i ponownie przyciągnął do siebie.
- Chodź już, nie mamy na to czasu- marudził a ona zmrużyła oczy i uśmiechnęła się chytrze.
- Z zazdrością ci do twarzy- wymruczała mu do ucha i pocałowała w policzek pozwalając, by ponownie otoczył ją ramieniem i przycisnął do swojego boku. Rikki przewróciła oczami i wymieniła rozbawione spojrzenia z przyjaciółkami, po czym rzuciła krótkie: "do zobaczenia" do Will'a i całą szóstka ruszyła wzdłuż plaży.

****

Całkiem niezły- pomyślała Sophie Benjamin, z zainteresowaniem przyglądając się scenie, która rozgrywała się przed jej oczami.  Szalenie przystojny brunet właśnie zatapiał zmysłowe usta w pocałunku a jakąś przesłodzoną blondyneczką tuż po tym, jak ta ze szczerym entuzjazmem wyściskała blondyna, przypominającego jej ukochanego spaniela z dzieciństwa. Najwyraźniej witali się po wakacjach, bo taką radość mogła wywołać jedynie długa rozłąka. Dwie pozostałe dziewczyny przyglądały się temu z uśmiechem zadowolenia na twarzach a gdy owy brunet, który tak Sophie zainteresował oderwał usta od dziewczyny i nie wypuszczając jej z objęć pozwolił, by pocałowała trzeciego chłopaka w policzek, Sophie westchnęła tęsknie, Uczucie i napięcie między tą dwójką były wyraźnie widoczne, lecz Sophie jakoś nie mogła przeboleć takiej straty. Był zajęty, ale czy to kiedykolwiek stanowiło dla niej przeszkodę? 

I wtedy to się stało. Jej młodszy braciszek, spiesząc w kierunku motorówki, którą od godziny próbował uruchomić nie zauważył stojącej nieopodal pary i potrącił dziewczynę. Blondynka zachwiała się niebezpiecznie i pewnie by upadła, gdyby nie silne ramiona jej chłopaka, który w porę ją przytrzymał. Ona zdawała się nie mieć z tym problemu, z uśmiechem przyjęła przeprosiny blondyna. On za to miał nietęgą minę, powiedział coś  zapewne złośliwego, sądząc po jego wyrazie twarzy, jednak dziewczyna ignorując go zupełnie podeszła do Will'a i chwilę z nim porozmawiała. Braciszek wyglądał na zaskoczonego, ale zaraz wykonał jakiś manewr przy silniku i po chwili motorówka odpaliła. Zaraz potem blondynka uśmiechnęła się szeroko, chwyciła bruneta, który się tak Sophie spodobał za rękę, pocałowała go w policzek, jakby chciała w ten sposób ukoić jego nerwy (tak przy okazji to wyglądało przy tym na szczerze rozbawioną) i odeszła razem z przyjaciółmi. Brunet przycisnął ją do swojego boku i posłał ostatnie niechętne spojrzenie w stronę Will'a , po czym wrócił do przerwanej rozmowy.

"Niczym lew, oznaczający swój teren"- pomyślała Sophie, przebiegając dłonią po swoich krótkich nastroszonych rusych włosach i podeszła do brata.

- Co to za jedni?- spytała, usiłując zabrzmieć rezolutnie.
- Nie mam pojęcia- przyznał, ale na jego ustach błąkał się rozmarzony półuśmiech.
Podobnie jak na jej.

****

Śmiali się i przekomarzali, idąc brzegiem plaży, gdy nagle coś zwróciło uwagę dziewczyn i sprawiło, że zatrzymały się jak na komendę. 
W oddali trzech chłopaków siedziało na deskach surfingowych, czekając na sprzyjające fale. Tymczasem naprzeciwko grupy syren szła całkiem ładna dziewczyna- burza blond włosów, jasne oczy, długie nogi i figura osy. Nic dziwnego, że zwróciła na siebie uwagę owych surferów.

- Ej mała- krzyknął jeden z nich dopiero teraz przyjaciele rozpoznali w nim Nate'a Smith'a, jednego z kumpli Zane'a. 
- Chodź tu do nas- krzyczał do dziewczyny, która tylko pokręciła głową z politowaniem i szła dalej brzegiem plaży, nic sobie z tego nie robiąc- coś ty taka nadęta?- to również nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, więc dodał wściekle- ty zadufana w sobie krowo!

Emma, Cleo i Rikki wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i nim Lewis zdołał je powstrzymać wykorzystały swoje moce, by dać Smith'owi nauczkę. 

Rikki skurczyła place lewej dłoni i woda wokół Nate'a natychmiast się podgrzała i zaczęła burzyć niczym w jacuzzie lub w czajniku z wrzątkiem. 
- Co ty wyrabiasz?- spytali jego koledzy, ale on tylko pokręcił głową przerażony. 
- To nie ja!- krzyknął zdławionym głosem. 

Emma, uśmiechając się pod nosem postawiła dłoń na sztorc i nagle Nate przymarzł do deski, na której siedział okrakiem. 
- Pomocy!- krzyknął ze łzami w oczach. Wtedy Cleo wykonała przewrotny ruch ręką i to też stało się z delikwentem- deska wraz z Nate'em odwróciła się nagle o sto osiemdziesiąt stopni i chłopak wylądował pod wodą. 

- Nie ma jak w domu- powiedziała Rikki a przyjaciółki zaśmiały się wesoło. 
- To było bardzo niebezpieczne- upomniał je Lewis, starając się utrzymać powagę.
- Ale za to jakie zabawne- odparła Rikki a dwaj pozostali chłopcy przytaknęli jej ochoczo. 
- Wiecie co? Myślę, że zasłużyliśmy na nagrodę- powiedziała ze wspaniałomyślnym uśmiechem- chodźmy do JuiceNett....
- Nie!- krzyknęła cała piątka a dziewczyna przystanęła zaskoczona. 
- Dlaczego?- spytała nie kryjąc zdziwienia- no chodźcie, ja stawiam...- kusiła, ale przyjaciele wymienili tylko spanikowane spojrzenia. 
- W tej chwili trwa remanent, nic ciekawego...- zaczęła Emma. 
- Skoro tak co ty tutaj robisz?- Rikki posłała przyjaciółce podejrzliwe spojrzenie.
Dobrze wiedziała, ile ta kafejka dla niej znaczy a znając jej pracoholizm powinna zabrać się do roboty skoro świt. 
- Zabrałem jej klucze i dałem dziś wolne- wyjaśnił Ash, który w JuiceNett Caffe pełnił rolę młodszego menadżera i zastępcy szefa- ostatnimi czasy zdecydowanie się przepracowuje, ale jak zwykle nie chciała mnie słuchać. Musiałem zastosować ostrzejsze środki. 
- Tak, to do niej podobne- Rikki przewróciła oczami, kręcąc głową z niedowierzaniem- kolejny skutek uboczny mojego wyjazdu: emma przestała się bawić. 
- Haha, bardzo śmieszne- prychnęła panna Gilbert z sarkazmem.
- Chodźcie- Cleo zarzuciła ręce na ramiona przyjaciółek- chciałam dzisiaj odwiedzić mamę, idziecie ze mną? Ostatnio o was pytała. 
- Właśnie, świetny pomysł- podchwycił Zane- to wy idźcie a ja z chłopakami pójdę... Naprawić Zodiaca. Ostatnio coś w nim znowu szwankuje a ojciec powiedział, że nowego mi nie kupi. 

Rikki zmrużyła oczy podejrzliwie. 

- Dobrze wiem, że coś kręcisz- syknęła, ale pozwoliła mu si,ę pocałować na pożegnanie- poczekaj, tylko dowiem się jak ma na imię...- zażartowała a Zane wybuchnął gromkim śmiechem. 
- Podpowiem ci: jest wredna, złośliwa i bardzo niebezpieczna- zawołał już z daleka, ciągnąc Ash'a i Lewisa za sobą. 

Przyjaciółki zaśmiały się i ruszyły dalej przed siebie. 
Nawet nie zauważyły kiedy minęły dziewczynę, w której obronie stanęły. Blondynka zatrzymała się, patrząc za nimi zdziwiona. Coś je się tu nie zgadzało. Ci ludzie zachowywali się naprawdę dziwnie i to ją ewidentnie zaintrygowało. Podobnie jak widok owego chłopaka, który tak za nią krzyczał, prychając wodą. To wyglądało tak, jakby woda sprzysięgła się przeciw niemu i w tym momencie była skłonna uwierzyć w karmę i sprawiedliwość losu. 

Nie mogąc się powstrzymać dziewczyna wybuchnęła śmiechem.

****

- Powiecie mi w końcu o co chodzi?- spytała Rikki po raz kolejny, przeglądając się w lustrze.

Miała na sobie granatową koktajlową sukienkę przed kolana, idealnie podkreślającą niezwykłą barwę jej oczu i jej ponętne kształty, oraz czarne szpilki. Jej jasne loki zdobiła złota połyskliwa opaska, w uszach błyszczały kolczyki wysadzane czarnymi diamencikami a pomiędzy piersiami lśnił podłużny srebrny naszyjnik w kształcie łzy z małym czerwonym diamencikiem na samym szczycie przy złączeniu łańcuszka- symbol ich syreniego sekretu, ich przyjaźni na dobre i złe. Usta muśnięte truskawkowym błyszczykiem przyciągały jeszcze większą uwagę niż zwykle a idealnie podkreślone eyelinerem oczy wręcz hipnotyzowały swoją głębią. 

- Sama się przekonasz- powtórzyła chyba po raz setny Emma, która postawiła na stonowaną elegancję- ubrana w białą obcisłą sukienkę przed kolana, marszczoną na biuście i odrobinę rozkloszowaną na dole oraz kremowe szpilki przypominała dobrą wróżkę z bajek dla dzieci. Je długie włosy zaplecione były w warkocz wodospad a usta, muśnięte odrobiną bladoróżowego błyszczyku wręcz zapraszały do całowania. Ona również miała na sobie naszyjnik w kształcie łzy, tyle że w jej przypadku diamencik był bladoniebieski. 

Natomiast Cleo zdecydowała się na odrobinę luźniejszą jasnoniebieską sukienkę przed kolana z kwiatowym motywem, przebiegającym wzdłuż dolnej krawędzi oraz rzymianki na obcasie. W jej włosach gdzieniegdzie wplecione były cieniutkie warkoczyki, zwieńczone tęczowymi koralikami i w pierwszej chwili, gdy ją tylko zobaczyła Rikki pomyślała, że przypomina hippisów z lat siedemdziesiątych, ale nie mogła też przy tym nie zauważyć, że taki styl naprawdę do niej pasuje. Diamencik przy jej naszyjniku był przezroczysty, niemal biały i według przyjaciół symbolizował jej łagodną naturę. Dziewczyna zacisnęła palce na medalionie i uśmiechnęła się do podejrzliwie usposobionej dziś przyjaciółki. 

- No dalej Rikki, będzie fajnie- przykonywała, wymieniając z Emmą porozumiewawcze spojrzeniem i nim Rikki zdołała zaprotestować dziewczyny przewiązały jej oczy czarną, aksamitną przepaską i chwyciły za ręce. 
- Co wy wyprawiacie?- zaśmiała się, posłusznie idąc w kierunku, w którym ją prowadziły. 

****

Po jakiś dziesięciu minutach, które Rikki zdawały się być wiecznością dziewczyny zatrzymały się. Rikki wyraźnie słyszała szum oceanu, skrzek mew oraz dziesiątki podekscytowanych głosów i przytłumione dźwięki gitary elektrycznej. 
- Gdzie my jesteśmy?- spytała zdziwiona i sięgnęła do przepaski, próbując ją zdjąć, ale czyjś zdecydowany ucisk na nadgarstku jej na to nie pozwolił. Owe ręce były silne i duże, zdecydowanie męskie, a dreszcz, który poczuła, gdy tylko skóra jej i owego mężczyzny się zetknęły natychmiast zdradziły jego tożsamość. 
- Zane?- zdumiała się- powiecie mi w końcu, co się dzieje?

Zane otoczył ją ramionami od tyłu ramionami, wtulając głowę w jej włosy i wdychając ich jabłkowy zapach. 
- Chciałaś "Ją" poznać i pomyślałem sobie, że czemu nie- szepnął jej wprost do ucha, nawiązując do ich porannej rozmowy i odwiązał przepaskę z jej oczu delikatnym gestem. to, co ujrzała wprawiło ją w osłupienie.
Pomiędzy drzewami, tuż przy głównej przystani znajdowała się knajpka, zapełniona po brzegi ludźmi. Na zewnątrz stało kilka stolików i wygodnych kanap a ze środka wydobywała się nastrojowa muzyka. Dopiero po chwili do oszołomionej blondynki dotarło, że to tutaj jeszcze dwa miesiące temu znajdował się JuiceNett Caffe, kafejka w której pracowali Emma i Ash i z którą wiązało się tyle wspomnień. Ale bynajmniej nie to zaskoczyło- w końcu Wilfred mógł wyremontować lokal i stąd te zmiany. jednak szyld, który wisiał nad drzwiami, tuż przy dachu, informował o czymś zupełnie odwrotnym.
"U Rikki"- głosił dumnie lśniący czerwienią neon.
Prawdziwa Rikki wstrzymała oddech.

- Co tu jest grane?- zapytała drżącym głosem. Zane odpowiedział jej rozpromienionym uśmiechem, delikatnie ściskając jej palce.
- Wilfred wyjechał z miast, chciał sprzedać JuiceNett, więc Zane przedstawił swoją ofertę- wyjaśniła Cleo pokrótce- teraz to jego kolal.
- Nasz- sprostował szatyn, podziwiając swoje dzieło- co ty na to wspólniczko?

Rikki nic nie odpowiedziała, bo zwyczajnie odjęło jej mowę. Za to jej oczy mówiły wszystko- lśniły podekscytowaniem i radością, które natychmiast wynagrodziły mu dwa pracowite miesiące i zanim zdołał choć mrugnąć przyciągnęła go do siebie w namiętnym pocałunku.

- No nie, a tak chciałem zobaczyć jej reakcję- jęknął zawiedziony Lewis, wraz z Ash'em dołączając do przyjaciół. Obaj powitali swoje dziewczyny krótkim pocałunkiem i spojrzeli na nowych właścicieli "U Rikki", splecionych w namiętnym uścisku z wyraźnym rozbawieniem.
- Napisałam ci przecież, że wychodzimy wcześniej- mruknęła Cleo do Lewisa- nie mogłyśmy zatrzymać jej w domu.
Blondyn zmarszczył brwi i sięgnął po telefon. Po chwili na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia.
- Miałem wyciszone dźwię...- urwał nagle, zwracając na siebie wuwagę przyjaciół.
- Co jest?- zaniepokoiła się Cleo, gdy ten w milczeniu przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ekran.
- Charlotte do mnie napisała- odparł zamyślony.
- Charlotte?- w oczach Cleo pojawiły się gniewne iskierki.

Nie cierpiała tej dziewczyny od chwili, gdy stała się syreną i bezczelnie próbowała rozdzielić ją z Lewisem, skłócić z przyjaciółmi, wyjawić sekret całemu światu i odebrać moce. Na szczęście udało im się ją pokonać, choć nie było to łatwe i od tamtej pory panna Westford unikała ich jak ognia, po części ze strachu a po części ze wstydu. I choć dotrzymała obietnicy i nikomu nie wyjawiła ich tajemnicy, Cleo nie potrafiła jej tak po prostu wybaczyć i zapomnieć. wiedziała, że już zawsze będzie miała do niej żal.

- Co napisała- zainteresowałą się Emma.
- "Tylko ty będziesz wiedział, jak mi pomóc. Pospiesz się"- przeczytał na głos a Rikki wybuchnęła śmiechem.
- Myślałam, że wyrosła z tych desperackich zagrywek- stwierdziła złośliwie- olej ją, nie możesz pozwolić, żeby najszczęśliwszy dzień w  moim życiu minął nam pod hasłem tej wariatki, prawda?- dodała chtrze.
Lewis wziął głęboki wdech, schował komórkę do tylnej kieszeni dżinsów i skinął głową. Przyjaciele ruszyli w stronę kafejki.
- Zobaczysz, od razu ją pokochasz- ekscytował się Zane- to miejsce nie bez powodu nazywa się "U Rikki".

****

Wnętrze utrzymane było w brązowo-brzoskwiniowej tonacji Pod ścianami wokół sześcioosobowych stolików ustawione były wygodne kanapy ze skórzanymi  obiciami, resztę stołów odsunięto w kąty sali, dając tym samym miejsce dla tłumnie przybyłych gości. Pod sufitem umieszczony był tęczowy żyrandol, imitujący dyskotekową kulę a w kątach wypełnionej strojnie odzianymi młodymi ludźmi sali stały doniczki z paprociami. Rikki od razu pojęła, że podwyższenie pod prawej stronie to scena, na której organizowane będą występy na żywo. Jakiś chłopak stroił właśnie gitarę, perkusja czekała w kącie na swego muzyka, chłopak przy keyboardzie grał powolną, nastrojową muzykę a blondynka stojąca przy mikrofonie, w której syreny rozpoznały dziewczynę z plaży śpiewała cichą, melodyjną piosenkę. Całą ścianę przy scenie zajmowało zdjęcie wyspy Mako zrobione z lotu ptaka a pojedynczy reflektor, który padał na piosenkarkę niesamowicie przypominał księżycowe światło. 
Tymczasem pomiędzy gośćmi lawirowały kelnerki, ubrane w firmowe uniformy z ręcznie wyszywaną nazwą lokalu, dumnie odcinającą się na tle czarnego materiału. Serwowały drinki, koktajle i przystawki z owoców morza za połowę ceny, umieszczone w menu. rikki patrzyła na to wszystko oniemiała. 

- Nie mogę w to uwierzyć- wyjąkała, mocniej ściskając palce Zane'a. 
- A to jeszcze nie wszystko- odparł dumnie i poprowadził ją na zaplecze, do pokoju znajdującego się w korytarzu tuż za barem. 
- To nasze biuro- powiedział i wprowadził ją do środka. Rikki spojrzała na niego w zdumieniu. 
Ściany tego pokoju utrzymane były w kolorze bladoniebieskim. Pod oknem znajdowała się beżowa kanapa, na regale z dębowego drewna stał plazmowy telewizor a na jasnym biurku znajdującym się w centralnej części pokoju starannie złożone leżały dokumenty, faktury, złota podstawka z napisem: :"Szef" oraz kilka ramek ze zdjęciami. Blondynka podeszła bliżej, żeby im się przyjrzeć i po raz pierwszy od dłuższego czasu gardło jej się ścisnęło. 

W pierwszej ramce znajdował się kolaż ich wspólnych zdjęć- moment, gdy się kłócili i ktoś złośliwie zrobił im zdjęcie a następnie udostępnił je na portalu społecznościowym; ich pocałunek podczas jednej z randek w zeszłym roku; fotografia, zrobiona przez ojca- on niemal leżący na niej i przygniatający ją do łóżka, atakując serią łaskotek; ich roześmiane twarze gdy Zane obejmował ją od tyłu, przyciągając do siebie (Rikki pamiętała ten moment- gonili się po plaży i gdy w końcu ją dopadł oboje nie mogli powstrzymać śmiechu. Byli szczęśliwi i beztroscy i to właśnie uwieczniła Cleo, gdy postanowiła ich sfotografować). 
Natomiast w drugiej ramce znajdowało się zdjęcie, zrobione na Mako i przedstawiające roześmiane syreny na pierwszym planie oraz ich chłopaków tuż za nimi. Wszyscy siedzieli na skarpie tuz przy wejściu do magicznej jaskini. 

- Nie wiem co powiedzieć- wyznała Rikki drżącym głosem- nie mogę...
- nie bądź głupia- przerwał jej chłopak ostro i pocałował ją w policzek, łagodząc nieco wydźwięk tych słów. 
- Chodź już- szepnął i pociągnął ją za rękę, niemal siłą zaprowadzając ją z powrotem na salę. 
Piosenka akurat się skończyła i zewsząd rozległ się aplauz publiczności. I wtedy, zanim dziewczyna zorientowałą się co się dzieje na scenę wszedł Zane.

-  Podziękujmy proszę zespołowi Belli- zakrzyknął wprost do mikrofonu. Zewsząd rozległy się oklaski.
- Chciałby przede wszystkim podziękować Rikki Chadwick, która stała się inspiracją dla tego miejsca- rzekł, patrząc dziewczynie prosto w oczy- teraz, gdy przypominam sobie nasze początki mam ochotę się roześmiać. Nikt wtedy by nie powiedział, że kiedykolwiek się w tobie zakocham, że będziemy razem.
Pamiętam jak się poznaliśmy- to było dzień po tym jak wygrałem zawody pływackie. Kumple mi gratulowali, dziewczyny wiwatowały i podziwiały a ty stałaś tylko z boku i ze zniesmaczoną miną przyglądałaś się temu szaleństwu. Wtedy pomyślałem, że jesteś inna i choć minął już ponad rok zdania nie zmieniłem- Rikki spuściła wzrok, rumieniąc się delikatnie a Emma i Cleo uścisnęły jej ramię i uśmiechnęły się szeroko- tego samego dnia minęliśmy się na korytarzu i ty niby przypadkiem szturchnęłaś mnie ramieniem, po czym kazałaś się przepraszać- ciągnął tymczasem Zane, cofając się myślami do tamtej chwili- zapytałem cię czy wiesz z kim masz do czynienia a ty odpowiedziałaś na to: "Z najbardziej zadufanym w sobie dupkiem na całej planecie, który uważa się za Boga"= przez salę przetoczył się zduszony śmiech- widzicie tak samo zareagowali moi kumple. Właściwie nie wiem, kiedy zaczęłaś mi się podobać- czy wtedy, kiedy ukradłaś świecę z mojej motorówki, czy po tej spektakularnej kłótni, po której musieliśmy zostać w kozie, czy wtedy, gdy mi ukradłaś łódź- to wspomnienie wywołało kolejną salwę śmiechu. Zane na dobre zatonął w spojrzeniu błękitnych tęczówek- nie żebym sobie na to nie zasłużył... Byłem okropnym dupkiem. Ale musisz wiedzieć, że tylko ktoś tak szalony, wyluzowany, cyniczny, wytrwały i odważny jak ty mógł tak długo ze mną wytrzymać i ta kafejka to moje podziękowanie za to wszystko, co nie zawsze  potrafię wyrazić słowami.
Brawa dla Rikki!- zakończył efektownie i wśród powszechnego aplauzu zeskoczył ze sceny.

Podszedł do Rikki, która stała z założonymi rękami i nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Przez chwilę po prostu mierzyli się na spojrzenia a świat wokół nich po prostu zamarł.

- To była najbardziej obrzydliwie romantyczna rzecz, jaką w życiu słyszałam- rzekła w końcu dziewczyna, ale Zane nic sobie z tego nie robiąc uśmiechnął się szeroko i przyciągnął ją do siebie w pocałunku.
Gapie odpowiedzieli gromkimi brawami.
****

- Okropna prostaczka- skomentowała stojąca obok dziewczyna. Sophie spojrzała na nią z ciekawością i przewróciła oczami lekceważąco. 
Oczywiście- blondynka bez figury, za to z wielkim biustem i miną, jakby ktoś podłożył jej łajno pod nos. Bez wątpienia ukochana córeczka bogatego tatusia.
- Znasz ją?-n spytała Sophie, próbując udawać zainteresowanie, ale po chwili uświadomiła sobie, że naprawdę jest ciekawa odpowiedzi.
- Oczywiście, to przecież Miriam Abernathy- odparła mulatka, stojąca przed nimi- była dziewczyną Zane'a zanim pojawiła się Rikki.
- Naprawdę?- Sophie uniosł brwi w wyrazie niedowierzania- i co, rzucił cię dla niej?- w jej głosie dało się słyszeć nutę kpiny.
- Zane całkowicie ześwirował- odparła blondynka, przeciągając głoski z wyraźną odrazą- jednego dnia się całujemy i on powtarza, że jej nienawidzi a następnego dowiaduję się, że są parą.
- Rikki to straszna dziwaczka- dorzuciła owa mulatka, która byłą chyba dobrą koleżanką Miriam- cały czas włóczy się z tymi frajerami: Emmą, Cleo i Lewisem.
- Oni wszyscy są dziwni- głos Miriam wręcz ociekał jadem- chyba nawet do toalety chodzą razem.
To totalni frajerzy, którym wydaje się, że są lepsi od innych. Bez przerwy coś knują, spiskują i pakują się w kłopoty, tylko jakimś cudem zawsze im się udaje. A ta Rikki to szalona, nieokrzesana jędza. Kiedyś nawet próbowała mnie pobić! Naprawdę nie rozumiem co takiego sprawia, że Zane się jej trzyma i jakby tego było mało nazwał tę knajpę na jej cześć. To takie upokarzające i nie w jego stylu!
- Może po raz pierwszy się zakochał- zasugerowała zamyślona Sophie, przyglądając się tańczącej parze.

Słowa Miriam, choć przesiąknięte zazdrością, naprawdę ją zaintrygowały. Uwielbiała wyzwania a ci ludzie, kimkolwiek byli, stanowili zagadkę, którą ona w tej chwili koniecznie chciała poznać.
"Może ten rok nie będzie taki straszny jak mi się na początku wydawało"- pomyślała ze swego rodzaju rozbawieniem.
I właśnie wtedy dostrzegła informacje, dołączoną do ulotek, które rano Zane i jego dwaj kumple rozdawali na mieście i plaży.

" Proponujemy pracę od zaraz- godziwe warunki, elastyczne godziny pracy"

****

Rikki i Zane tańczyli przytuleni- ona z dłońmi owiniętymi wokół jego szyi i głową na jego ramieniu, on z twarzą w zagłębieniu jej szyi, obejmujący ją w talii.

It never worked out that way
I thought that you meant to stay, yeah
But who am I before you start to run baby
Who am I to all I see
Who am I to hope that we are one darling
Who am I can you hear me?

Glad to tell yo my Love was real
And tell my heart out over you
When I turnin' back, from the truth now
Help me see always through



- Wiesz, to naprawdę jeden z najlepszych wieczorów w moim życiu- westchnęła Rikki. Zane spojrzał na nią z olśniewającym uśmiechem. 
- Powtórz to jak będziesz bardziej trzeźwa- zażartował i cmoknął ją w nos. Dziewczyna uśmiechnęła się jedynie i rozejrzała w poszukiwaniu przyjaciół. 

W drugim końcu sali Lewis szeptał słodkie słówka do ucha chichoczącej Cleo. Oboje byli zatraceni we własnym świecie, beztroscy i szczęśliwi. Ten widok napełnił Rikki optymizmem.
Może nie okazywała tego na co dzień, ale samopoczucie i szczęście przyjaciół było dla niej sprawą pierwszorzędną. Cieszyła się, że tych dwoje po wszystkich próbach, jakie przeszli w zeszłym roku na nowo się odnalazło i miała nadzieję, że teraz już nic ich nie rozdzieli. Wiedziała, jacy byli rozbici, gdy sprawy zaczęły się komplikować i teraz naprawdę cieszyła się ich szczęściem.

Jednak gdy spojrzała w prawo jej wcześniejsza porcja entuzjazmu gdzieś się ulotniła. Przy stoliku w cieniu siedział Ash z nieobecną miną. Powoli niczym w transie sączył drinka, obracając w palcach wysoką szklankę. Nawet idiota zauważyłby, że coś go gryzie, ale Rikki zauważyła coś jeszcze- brak Emmy, która powinna przecież teraz świętować u jego boku albo krążyć po sali, dając upust swojej chorobliwej manii kontroli. Jednak nigdzie nie było jej widać.
Zane wyczuł zmianę w nastroju swojej dziewczyny. Piosenka akurat dobiegła końca i oboje przystanęli.

- Co się stało?- spytał.
Oczywiście przeczuwał o co może chodzić, jednak wolał nie wyciągać pochopnych wniosków. Była pełnia a zawsze, gdy coś było nie tak miało to związek z syrenią częścią jej jestestwa
- Spójrz- wskazała Asha ruchem głowy- pogadaj z nim, dobrze?- poprosiła i cmoknęła go w policzek- pójdę poszukać Emmy- dodała i uwolniła się z jego objęć po czym odeszła, lawirując między tańczącymi i obściskującymi się parami. była tak zaaferowana, że nie zauwazyła nawet, gdy minęła Lewisa i Cleo. Oboje spojrzeli po sobie z niepokojem i wtedy dostrzegli Asha, siedzącego samotnie w kącie sali.

- Przepraszam cię na chwilę- powiedział Lewis a Cleo pokiwała głową ze zrozumieniem i rozejrzała się wokół z zainteresowaniem. Zobaczyła jak Lewis podchodzi do Asha i klepie go po plecach po przyjacielsku a w oddali dostrzegła Zane'a, rozmawiającego z jakąś całkiem niebrzydką rudowłosą dziewczyną w czarnej obcisłej sukience.
Właśnie wymieniała kilka niezobowiązujących uwag dotyczących knajpy z koleżanką z klasy, gdy blondynka, która do tej pory zabawiała gości swoimi autorskimi piosenkami podeszła do niej, wyciągając dłoń z uśmiechem.
- Cześć, jestem Bella- przedstawiła się, a gdy Cleo spojrzała na nią, marszcząc brwi dodała- spotkałyśmy się rano na plaży.
- A, no tak- brunetka pacnęła się w czoło- teraz pamiętam. Cleo- dodała, ściskając jej wyciągniętą dłoń w geście powitania.
- Więc... Przyjaźnisz się z szefową?- zapytała Bella a Cleo chcąc nie chcąc  parsknęła śmiechem.
Oczywiście pomagała Zane'owi w przygotowaniu tego miejsca i miała całe dwa miesiące, by przywyknąć do tej myśli, jednak wciąż określenie "szefowa" w odniesieniu do jej buntowniczej przyjaciółki działało na nią niczym gaz rozweselający.
W stalowo błękitnych niczym szczyt górskiego lodowca oczach Belli pojawił się wyraz konsternacji.
- Przepraszam, to wszystko jest po prostu... Trochę zaskakujące dla nas wszystkich- westchnęła brunetka a Bella zaśmiała się wdzięcznie.
- Rozumiem- przyznała- musisz dobrze znać Rikki, prawda?- zagadnęła ponownie, ale uwagę Cleo przyciągnęły już Rikki i Emma, rozmawiające przed wejściem do kafejki.
Podejrzewała, czego dotyczy ich rozmowa i wiedziała, że przyjaciółki potrzebują chwili na osobności. Miała szczerą nadzieję, że wszystko sobie dokładnie wyjaśnią.
- Tak tak, jesteśmy jak siostry- przyznała z roztargnieniem, po czym odeszła bez słowa wyjaśnienia. Bella patrzyła za nią zaskoczona.
"Co z nimi jest nie tak?"- zastanawiała się gorączkowo.

****

Spoglądając w okrągłą tarczę księżyca Emma myślała o tych wszystkich pełniach, które dotąd przeżyła w ciele syreny. To ona jako pierwsza uległa księżycowemu zaklęciu, podczas imprezy urodzinowej swojego taty niemal dwa lata temu. Zachowywała si,ę wtedy jak wariatka, zaatakowała Zane'a i Miriam i dwukrotnie pocałowała Byrona, co groziło przecież ujawnieniem tajemnicy biorąc pod uwagę, że zmieniła się w syrenę i do konca pełni nie mogła pozbyć się ogona. 
Druga byłą Cleo ze swoim super syrenim śpiewem, hipnotyzującym okolicznych chłopców a następnie Rikki ze swoją niszczycielską siłą, paląca wszystko, co napotkała na swojej drodze. Potem już wiedziały, że muszą się pilnować, choć oczywiście nie obyło się bez wpadek jak wtedy, gdy na dwanaście godzin wyrzekły się swoich mocy, aby doktor Denmann, nadgorliwy biolog morski uwierzyła, że już ich nie posiadając. Albo wtedy, gdy sprzęt Lewisa nawalił i wszystkie uległy księżycowemu zaklęciu i popłynęły na Mako, gdzie zdobyły nowe, ulepszone moce. Nie mogła też zapomnieć o biwaku na Mako podczas pełni z rodziną Cleo oraz Lewisem i Charlotte oraz o pełni, podczas której Ash przyniósł jej sekret, gdyby nie interwencja Lewisa. I wreszcie pełnia, która groziła utratą mocy na zawsze, podczas której ostatecznie pokonały Charlotte. 
Oczywiście nie wszystkie tak wyglądały, zdarzało się również, że zabezpieczenia na okna i drzwi rzeczywiście zapobiegały przedostaniu się do domu księżycowego światła i przyjaciele cały wieczór spędzali w czwórkę grając w karty, karaoke, rozmawiając i oglądając filmy. 

Jednak teraz, po raz pierwszy od dawna patrzyła na tarczę księżyca bez lęku i z jakimś takim poczuciem beznadziejności i kompletnie tego nie rozumiała. Powinna się przecież cieszyć z faktu, że odzyskała kontrolę nad własnym życiem. 
- No nareszcie cię znalazłam- Rikki podeszłą do niej podpierając się pod boki- co ty tu robisz? impreza jest w środku. 
- Chciałam się trochę przewietrzyć- mruknęła a ton jej głosu mocno zaniepokoił przyjaciółkę. 
- Co się dzieje Em?- spytała, podchodząc bliżej. Już wcześniej zauważyła to dziwne zachowanie Emmy, uśmiech, który nie sięgał oczu, wydymanie warg, jak zawsze, gdy była zamyślona albo zaniepokojona... Myślała, że nic takiego, Emma często martwiła się rzeczami, zdaniem Rikki, w ogóle nieistotnymi. Teraz jednak miała już pewność, że sprawa jest poważna.
- Em powiedz o co chodzi, bo zaczynam się martwić- poprosiła, dotykając jej ramienia. 
- Po prostu... Im dłużej patrzę na to miejsce tym większą pewność mam, że mogłam jednak zrobić więcej- wyznała, spuszczając wzrok.
Rikki zmarszczyłą brwi w konternacji. 
- Więcej?- powtórzyła z niedowierzaniem0 Emma, to miejsce to bajka!
- Mam na myśli JuiceNett- wyjaśniła, próbując unikać wzroku przyjaciółki- gdybym tylko była bardziej spostrzegawcza, wcześniej zorientowałabym się w jakie kłopoty finansowe wpadła kafejka. Kiedy się dowiedziałam było już za późno. Wilfred miał już gotową ofertę sprzedaży a potem to wszystko tak szybko się potoczyło...
- Czemu nic o tym nie wiedziałam?- zdenerwowała się Rikki- przez dwa miesiące żadne z was nawet słowem się o tym nie zająknęło!
- Na tym właśnie polega niespodzianka- odparła Emma z łagodnym uśmiechem- Nie zrozum mnie źle, cieszę się z twojego szczęścia, naprawdę. Pomagałam Zane'owi wszystko zorganizować, chciałam was w tym wspierać. Tyle, że ja wróciłam teraz do punktu wyjścia... Po raz kolejny. 
- Przerażasz mnie- stwierdziłą Rikki- masz dopiero siedemnaście lat a brzmisz, jakbyś straciła sens życia. 
- Rikki ja zawaliłam coś, czemu poświęciłam wiele energii i niemal dwa lata życia!- wykrzyknęła Emma, nagle tracąc nad sobą panowanie- najpierw wyrzekłam się kariery, na którą pracowałam całe życie. Czułam się zagubiona i niepewna... I wtedy skupiłam się na JuiceNett- wymyślałam nowe koktajle, pilnowałam porządku, dbałam o wszystko... Razem z Ashem zresztą. I teraz nagle okazuje się, że to było za mało, że znowu zawiodłam...
- Okej, chyba czas na poważną rozmowę- westchnęła Rikki i ujęła dłoń przyjaciółki delikatnym gestem- potrzeba wiele odwagi, by nagle całkowicie przewartościować swoje życie. Wiem, ile drużyna pływacka dla ciebie znaczyła i naprawdę cię podziwiam za to, że miałaś siłę zrezygnować nawet, jeśli nie miałaś wyboru. Niepowodzenie JuiceNett to też nie twoja wina. Niby co mogłabyś zrobić? 
Emma otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale zaraz ponownie je zamknęła, marszcząc brwi. Rikki pokiwała głową ze zrozumieniem. 
- Widzisz? To nie twoja wina Em. Ani twoja, ani Ash'a. Takie rzeczy po prostu się zdarzają i nic na to nie poradzisz. Przecież nie zbawisz całego świata. 
- No dobrze, ale... 
- Nie ma żadnego "ale"- przerwała jej Rikki- słuchaj, wiem, że nie mówię tego często, ale naprawdę cię podziwiam- wyznała- zawsze tak uparcie dążysz do celu, walczysz o swoje... 
- Nauczyłam się tego przy tobie- odparła Emma. 
- A ja przy tobie nauczyłam się odpowiedzialności, zasad organizacji, przyjaźni- Rikki uśmiechnęła się szeroko- kto jak kto, ale ty sobie zawsze poradzisz. Poza tym no daj spokój, znasz mnie: pod moimi rządami kafejka padnie przed kolejną pełnią- zażartowała a Emma wybuchnęła śmiechem. 
Śmiały się obie, jakby tego właśnie im było trzeba, jakby tego im brakowało. To był szczery, radosny śmiech, pełen entuzjazmu i poczucia wspólnoty.

- A wiesz co?- Jestem pewna, że będziesz najlepszą szefową, jaką ten lokal kiedykolwiek widział- wyznała Emma z pewnością, która szczerze zdziwiła Rikki i szturchnęła ją w ramię żartobliwie. Ich wesoły, lekki śmiech ponownie rozbrzmiał, mieszając się z odgłosami imprezy, dobiegającymi z kafejki. 

I wtedy rozbłysło światło. 
Z początku żadna z nich nie rozumiała, co się stało. To było tak niespodziewane, że początkowo wzięły to jedynie za przywidzenie. Ale choć zamrugały kilkukrotnie i przetarły oczy, wizja nie zniknęła. 
Na horyzoncie snop światła, oślepiający, porażający, błękitny wznosił się niemal do nieba. Pojawił się znikąd i oświetlał wszystko wokół na kilometr w przód niczym latarnia morska, wskazująca drogę zagubionym marynarzom.
Tyle, że tym razem zamiast do portu światło kierowało prosto w stronę wyspy Mako. 
Rikki i Emma spojrzały po sobie z niemym wyrazem przerażenia w oczach. 
- Co do...- zaczęła panna Chadwick, ale wtedy w spokojnej dotąd wodzie powstała wysoka na dwa metry fala. Podobnie jak światło pojawiła się znikąd i zamarła na dłuższą chwilę, jakby szykowała się do ataku. 
Syreny wytężyły wzrok zaskoczone i wtedy dostrzegły, że to nie była zwykła fala. Z półokrogłym szczytem i rozchodzącymi się we wszystkich kierunkach mackami przypominała bardziej ośmiornicę lub wodę, manipulowaną przez Cleo, niż cokolwiek innego. 

Monstrum spojrzało wprost na nie i po plecach przebiegł im zimny dreszcz. W jego wnętrzu paliło się niezdrowe mlecznobiałe światło a choć nie miało oczu poczuły na sobie jego przeszywający wzrok. Przyjaciółki chwyciły się za ręce i cofnęły przerażone. 
Bawiące się za ich plecami towarzystwo nie zdawało sobie sprawy, jakie niebezpieczeństwo im zagraża. 
- Rikki- rozległ się przerażony krzyk. 
Obie syreny odwróciły się dosłownie na sekundę, by zobaczyć spanikowaną Cleo, biegnącą w ich stronę. 

I wtedy wodny potwór przedostał się na ląd i nim ktokolwiek zdołał zareagować połknął Rikki. Dosłownie. 
Otoczył ją swoimi mackami od stóp do głów i unieruchomił, odcinając do powietrza i zewnętrznego świata a potem z prędkością światła wrócił wraz z nią do oceanu i wciągnął na samo dno. Syrena zdołała jedynie uderzyć w powierzchnię ogonem, nim zniknęła pod wodą na dobre. 

Cleo patrzyła na to oniemiała, ze łzami w oczach. 
           Jej koszmar właśnie się ziścił.